Była raz pewna matka, która miała dwie córki; jedną własną, a drugą pasierbicę. Swoją własną bardzo kochała, zaś pasierbicy, Maruszki, nie mogła ścierpieć, bo ta była o wiele ładniejsza niż jej Holena. Maruszka nie zdawała sobie sprawy ze swej urody, nie domyślała się więc, dlaczego macocha ją tak źle traktuje.
Demeter Matka, pani urodzajnych łanów i kwitnących sadów, płacze. Łzy gorzkie padają z jej oczu bolesnych na ziemię. Polami wśród zbóż kłosistych idzie dniem i nocą, nie znając snu ni wytchnienia, bezradosna bogini w zgrzebnej j0000008H5B5v22_000tp009 zgrzebnej szacie, z kłosem poczerniałym w dłoni i szuka swej utraconej córki.
Matka miała oferować pedofilom zdjęcia córek. W ręce policjantów wpadły cztery osoby. Podawał się za kobietę i oferował użytkownikom jednego z portali erotycznych nagie zdjęcia swoich
Traktowanie problemów córki jako mało ważne i nic nieznaczące bardzo silnie wpływa na poczucie własnej wartości i wywołuje brak zaufania do siebie i swoich emocji. Klasyczny przykład: córka zwraca się do mamy ze swoim problemem, a matka deprecjonuje kłopot, gdyż uważa, że w obliczu jej kłopotów nie jest to nic ważnego.
Z miłości do córki wybaczyła mężowi. Po torturach rozpuszczono ją w kwasie. Data utworzenia: 12 sierpnia 2023, 9:00. Jej zwłoki rozpuszczały się w kwasie trzy dni. Kadź wypełniona 50
Matka i jej trzy córki w wieku czterech lat, pięciu i trzech miesięcy zginęły w pożarze kamienicy w Inowrocławiu. Z poddasza budynku wynieśli je strażacy, ale reanimacja nie powiodła się. Dziewięć zastępów straży pożarnej przez kilka godzin gasiło pożar trzykondygnacyjnej kamienicy.
Mama jest o 23 lata starsza od córki. Ile lat ma każda z nich? 2012-03-20 15:21:30; Mama ma 27 lat a córki 4 i 3 za ile lat mama będzie miała tyle lat co córki razem ? 2011-06-02 17:18:31; Mama tata i córka mają razem 84 lata. Mama jest starsza od córki o 23 lata, a tata o 25 lat starszy od córki. ile lat ma mama? 2009-03-26 15:14:13
Izabela I Kastylijska, córka Jana II Kastylijskiego i Izabeli Aviz, była królową wybitną. Nie wystarczyła jej sama pozycja i korona na skroniach – ona za cel postawiła sobie szerzenie katolicyzmu, często za wszelką cenę. W dodatku wydała na świat wspaniałe dzieci, które tak jak ona sięgnęły po koronę, choć ich koniec nie był wcale szczęśliwy. Izabela I Kastylijska
Pochowano je w trzech białych trumnach. W największej - Monika trzymała w ramionach najmłodszą córkę, Lenkę. Zuzia i Oliwia spoczęły osobno.
Komentarze. Urszulka była ukochanym dziecięciem rewelacyjnego, polskiego poety epoki renesansu, Jana Kochanowskiego. Rodzice bardzo dbali o jej wygląd, dlatego też cały czas chodziła ubrana w sukienki z falbankami, które własnoręcznie szyła jej matka. Dziewczyna zazwyczaj też w swe długie włosy miała powszczepiane przeróżne
gkh77p. 30. stycznia 2022 Zaginiona córka: Połączenie rodzin w Polsce Musiało upłynąć prawie 80 lat, aby się poznały: 79-letnia Maria z Polski do niedawna nie wiedziała, że ma rodzeństwo w Niemczech. Z kolei jej młodsza o trzy lata siostra Ursula wyrosła na wspomnieniach matki o Marii, która od dawna szukała zaginionej córki i całe życie za nią tęskniła. Dzięki badaniom polskiego historyka i wsparciu Arolsen Archives, siostry mogły się po raz pierwszy spotkać „wirtualnie”. Przed ekranami siedzą Maria i Ursula ze swoimi bliskimi. Dzieli je kilkaset kilometrów. I sprawy techniczne. Ktoś musi pomóc w połączeniu, ustawić kamerkę, włączyć dźwięk. Żeby siostry, które widzą się po raz pierwszy w życiu, mogły się sobie jak najlepiej przyglądnąć. Czy są podobne? Gertrud musiała uciekać bez córki Młodsza Ursula mieszka w Niemczech. Swoją siostrę Marię zna tylko z fotografii w torebce mamy Gertrud Koch. Maria jest dziś bardzo podobna do swojej matki, Urszula od razu to rozpoznaje. „Moja Brigittilein” – tak Gertrud mówiła o swojej pierwszej córce, ponieważ Maria urodziła się jako Brigitte Koch 7 grudnia 1942 roku w Breslau. Gertrud straciła Brigitte z oczu pod koniec 1944 roku w wyniku wybuchu bomby i wkrótce potem musiała uciekać. Mimo intensywnych poszukiwań nigdy nie odnalazła córki. Gertrud przez lata szukała zaginionej córki: apel w gazecie (ok. 1950 r.) ze zdjęciem Brigitte w dolnym rzędzie po lewej stronie (w ramce). Brigitte stała się Marią Brigitte trafiła do sierocińca, a później została adoptowana przez polskie małżeństwo. Tak stała się Marią. Adopcyjny ojciec Marii, prawnik, na krótko przed adopcją zmienił jej dane na „Brigida Widiger”, aby zatrzeć wszelkie ślady jej pochodzenia. Kiedy Maria skończyła 18 lat, rodzice powiedzieli jej, że jest adoptowana. Ojciec zaznaczył jednak: „Nie szukaj informacji, bo nic nie znajdziesz”. Pasjonat historii bada sprawę tajemniczego sierocińca To, że Marii udało się w końcu odkryć swoją prawdziwą tożsamość, jest również zasługą lokalnego pasjonata historii Dariusza Giemzy z Polski, który od dawna bada tajemniczą historię byłego domu dziecka w jego rodzinnych Dusznikach Zdroju (dawniej: Bad Reinerz, Śląsk). Tam przez kilka lat przebywała Maria. Dariusz zebrał wiele informacji i dokumentów, aby wydobyć na światło dzienne prawdziwe pochodzenie dzieci z domu. »Poznanie historii tych dzieci stało się dla mnie wyzwaniem. Tajemnice i zagadki oraz ich odkrywanie prowadziły mnie przez te lata do niesłychanych odkryć. Były to ciężkie lata pracy, nieprzespane noce i przedzieranie się przez dziesiątki archiwów.« Maria, zdjęcie z około 1948 r (Fot. archiwum prywatne) Dawny sierociniec w Dusznikach Zdroju. (Fot. archiwum prywatne) Fałszywe tożsamości Dom Dziecka Sióstr Notre Dame w Bad Reinerz (Duszniki Zdrój) na Śląsku przyjął pod koniec wojny w 1945 r. niemieckie dzieci z bombardowanych miast, głównie z Wrocławia. Mieszkały tu również dzieci polskich matek, sprowadzonych w te okolice przez niemieckich nazistów jako robotnice przymusowe. Większość dzieci opuściła dom w 1948 r. z nowymi nazwiskami i tożsamością. Część z nich została adoptowana przez polskie rodziny. Nowe informacje o biologicznej matce Córka Marii przeczytała w gazecie artykuł o badaniach Dariusza i skontaktowała się z nim, mając nadzieję, że może on będzie wiedział coś o pochodzeniu jej matki. Wspólnie odkryli, że „Brigida Widiger” i „Brigitte Koch” muszą być tą samą osobą – zgadzała się nawet data urodzenia. Dariusz dowiedział się, że biologiczna matka Marii, Gertruda Koch, uciekła do Bawarii. W grudniu 2020 roku Maria i Dariusz zwrócili się do Arolsen Archives w poszukiwaniu informacji o Gertrudzie. » Z pomocą władz sfałszowano moje dane osobowe i wystawiono dla mnie nowe dokumenty. Szukała mnie moja prawdziwa matka Gertrud Koch. Ale sama nie mogłam uzyskać żadnych informacji, ponieważ nie mam zaświadczenia o adopcji. « Z wniosku Marii wysłanego do Arolsen Archives Arolsen Archives znalazły młodszą siostrę Ponieważ praca Arolsen Archives koncentruje się na ofiarach prześladowań hitlerowskich, w naszych zbiorach znajduje się niewiele informacji o Niemcach z terenów dzisiejszej Polski. Niemniej jednak znaleźliśmy ważny dokument, który pozwolił naszemu zespołowi rozpocząć poszukiwania: na liście dzieci, które przebywały w domu dziecka w Dusznikach Zdroju w latach 1945/1946, wymieniona jest Brigitte – i ówczesny adres Getrud w Bawarii. Udało nam się więc za pośrednictwem władz niemieckich odnaleźć jej drugą córkę, młodszą siostrę Marii, Ursulę. Maria i Ursula zaczęły pisać i dzwonić do naszego zespołu poszukiwawczego. Przesłały zdjęcia i podzieliły się swoimi historiami i wspomnieniami. W końcu nawiązały ze sobą bezpośredni kontakt i zaaranżowały pierwsze spotkanie w formie wideokonferencji. „Moja mama zawsze tęskniła za Brigitte“ Urszula wychowała się na wspomnieniach matki o "Brigittilein". Nie przypuszczała, że pewnego dnia spotka zaginioną starszą siostrę. Zapytaliśmy ją, co matka powiedziała jej o Brigitte/Marii i jakie to uczucie, gdy tajemnica zaginionej siostry zostaje w końcu rozwiązana. Co będzie dalej? Za Marią, Urszulą i ich rodzinami ekscytujący rok. Z nowych kontaktów cieszą się również ich dzieci, siostrzenice, bratankowie i przyjaciele. Już teraz planują spotkanie na żywo. Możliwe, że odbędzie się w Polsce wiosną 2022 roku. Być może siostry spotkają się nawet we Wrocławiu (dawniej: Breslau) w domu, w którym Brigitte mieszkała ze swoją matką Gertrud i dziadkiem. Maria (w środku) odwiedziła swój dawny sierociniec w 2021 r. wraz z córką (3. od prawej), synem (2. od prawej) i Dariuszem Giemzą (z prawej), aby dowiedzieć się więcej o jej historii. Została przyjęta przez burmistrza Dusznik Zdroju i jego żonę (z lewej). Dariusz Giemza pozostaje z nimi w kontakcie. Cieszy się, że wraz z Arolsen Archives udało mu się rozwiązać kolejną rodzinną zagadkę związaną z sierocińcem w jego rodzinnym mieście. I jeszcze wiele losów czeka na wyjaśnienie: Na liście Dariusza jest ponad 200 nazwisk dzieci o fałszywych tożsamościach. Będziemy kontynuować poszukiwania!
Adriana Iliescu po rozpadzie małżeństwa swoje życie poświęciła karierze zawodowej, macierzyństwo ciągle było na drugim planie, Jednak nadszedł moment, w którym zapragnęła mieć dziecko, Przyjaciele odwrócili się od kobiety, gdy okazało się, że zostanie 66-letnią matką. Córka Adrianny Iliescu jest już dorosła. Sprawdziliśmy, jak wygląda jej relacja z ponad 80-letnią matką? spis treści 1. Długo starała się o dziecko. Urodziła w wieku 66 lat 2. Relacje córki z matką 1. Długo starała się o dziecko. Urodziła w wieku 66 lat Adriana całe swoje młodzieńcze życie poświęciła na rozwijanie kariery zawodowej. Kobieta pracowała jako nauczycielka akademicka i pisała książki dla dzieci. W wieku 20 lat wyszła za mąż. Niestety małżeństwo nie przetrwało. Kobieta oddała się swojej pracy na uniwersytecie i macierzyńskie plany odłożyła na później. Urodziła w wieku 66 lat (Facebook) Mijały lata, a Adriana coraz częściej myślała o rodzinie, czuła się bardzo samotna. Kiedy ponownie zapragnęła zajść w ciążę, okazało się, że ma problemy z płodnością. Leczyła się przez 9 lat, aż wreszcie zdecydowała się na zapłodnienie in vitro. Adriana miała świadomość, że wiele ryzykuje. Otoczenie nie zareagowało przychylnie, gdy ogłosiła, że stara się o dziecko. Przyjaciele odwrócili się od niej. Marzenie o posiadaniu potomka spełniło się 16 stycznia 2005 roku w Bukareszcie. To właśnie wtedy Adriana powitała na świecie córeczkę. Lekarze twierdzili, że dokonali cudu, gdyż kobieta miała wówczas 66 lat. Dziewczynka była wcześniakiem i od razu trafiła na oddział intensywnej terapii, a jej mama została wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa jako najstarsza kobieta, która powiła dziecko. 66-latka postanowiła ochrzcić córkę i nadała dziewczynce imię Eliza. 2. Relacje córki z matką W 2022 Eliza skończyła 17 lat. Jeżeli chodzi o zainteresowania, to poszła w ślady mamy. Lubi nauki ścisłe i planuje pójść na studia. Adriana Iliescu z córką Elizą (Facebook) Adriana robi wszystko, aby jak najlepiej opiekować się córką. Skończyła 83 lata, ale bardzo dba o siebie i stara się prowadzić aktywny tryb życia. Większość osób myśli, że jest babcią Elizy. Kilka lat temu Adriana zastanawiała się nawet, czy nie powtórzyć procedury in vitro, aby po raz drugi zostać matką. Trzeźwo rozważyła wszystkie za i przeciw i odrzuciła ten pomysł. Nadal spotyka się z wieloma niepochlebnymi komentarzami. Wiele osób uważa, że kobieta postąpiła egoistycznie, rodząc córkę w tak późnym wieku. Adriana nie przejmuje się negatywnymi opiniami i twierdzi, że robi wszystko, aby jak najdłużej móc opiekować się Elizą. - Mojej córce radziłabym urodzić przed trzydziestką. Ale jeśli jej się to nie uda, uważam, że kobieta powinna w każdym wieku próbować mieć dziecko. To najpiękniejsze, co można dostać. Kiedy odejdziesz, jakaś cząstka ciebie będzie żyć dalej. Jeśli masz dziecko, nie zaznasz śmierci. Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez polecamy
Większości dzieci słynnej Bony Sforzy zabrakło najważniejszego – macierzyńskiej miłości Faworyzowanie dwójki dzieci nie oznaczało, że trzy najmłodsze córki Bony były pogardzane czy że nie zaspokajano ich podstawowych potrzeb. Po prostu nie mogły liczyć na wiele więcej Kiedy Bona i Zygmunt gdzieś wyjeżdżali, królowa zawsze chciała mieć ze sobą Izabelę i Augusta. Młodszych dziewczynek nie wahała się pozostawiać pod opieką piastunek na długie miesiące Więcej takich historii znajdziesz na stronie głównej Wydawałoby się, że przyjście na świat w siedzibie polskich królów i to w komnatach najjaśniejszej pani, było niczym lądowanie na puchowych pierzynach otulonych chłodnym jedwabiem poszewek. Brak macierzyńskiej miłości Maleństwo urodzone w takich okolicznościach mogło liczyć na piękne stroje, najlepsze potrawy i tabun rozpieszczających je piastunek. Cały problem w tym, że większości dzieci słynnej Bony Sforzy zabrakło najważniejszego – macierzyńskiej miłości. Kiedy małżonka Zygmunta Starego zaszła w pierwszą ciążę, wszyscy z niecierpliwością oczekiwali narodzin następcy tronu. Wszak po to właśnie Bona została sprowadzona z odległej Italii. Gdy nadszedł czas rozwiązania, monarchini powiła jednak córkę, Izabelę, na którą spojrzała jak na personifikację porażki. Królowa Bona według drzeworytu z 1521-r. Współcześni wierzyli, że to od silnej woli kobiety zależy płeć jej dziecka. Widocznie temperamentna Sforza starała się za mało. Sama też tak musiała myśleć. Mimo to pokochała Izabelę szczerze i głęboko. Potem, jako drugi, przyszedł na świat upragniony królewicz, Zygmunt August, który miał zapewnić ciągłość dynastii. Kolejne trzy córki nie miały już znaczenia. Anna, Zofia i Katarzyna były wszak tylko dziewczynkami. Oczko w głowie królowej Psychologowie dziecięcy twierdzą, że nierówne traktowanie rodzeństwa przez rodziców może powodować w przyszłości duże problemy emocjonalne. Bona nie zajmowała się lekturą książek o wychowaniu i nie przejmowała się zbytnio tym, że od samego początku faworyzowała dwójkę starszych dzieci. Sforzównę łączyła z nimi szczególna więź. Zygmunt August był oczkiem w głowie matki, wszak to jego pojawienie się na świecie ugruntowało jej pozycję jako królowej. Z kolei Izabelę Bona nazwała po własnej matce i od początku dopatrywała się w niej wyjątkowych cech. To faworyzowanie nie oznaczało, że trzy najmłodsze córki były pogardzane czy że nie zaspokajano ich podstawowych potrzeb. Po prostu nie mogły liczyć na wiele więcej. Kiedy Bona i Zygmunt gdzieś wyjeżdżali, królowa zawsze chciała mieć ze sobą Izabelę i Augusta. Młodszych dziewczynek nie wahała się pozostawiać pod opieką piastunek na długie miesiące, a nawet lata. Takie podejście miało swoje konsekwencje. Jak komentuje Małgorzata Duczmal, biografka Izabeli, "wśród dzieci królewskich powstały jakby dwa obozy – jeden tworzyli Izabela z Zygmuntem, a drugi trzy młodsze królewny". Królewska edukacja Bona przyjechała do Polski jako wszechstronnie wykształcona młoda kobieta, którą matka – wytrawna polityczka – przez lata przygotowywała do rządzenia. Co więcej żona Zygmunta Starego nie tylko doskonale odnajdywała się w świecie intryg i spisków, ale też otaczała się wesołym i gwarnym dworem, pełnym artystów oraz poetów. W takim środowisku wychowywały się królewskie dzieci. Od samego początku pewne było to, że Bona postara się dla nich o doskonałą edukację. Maria Bogucka, biografka Anny Jagiellonki zaznacza, że to dla Izabeli i Zygmunta Augusta sprowadzano najlepszych nauczycieli humanistów. Uczono ich nowożytnych języków obcych oraz dbano, by perfekcyjnie znali łacinę, która w ówczesnej Europie (a już szczególnie w Polsce) pełniła podobną rolę jak dziś język angielski. Ponadto dbano też o odpowiedni dobór lektur. Wychowując się na dworze matki, wszystkie dzieci Bony niemal automatycznie poznawały język włoski. Kronikarze raczej nie interesowali się edukacją młodszych córek, choć można śmiało przypuszczać, że pobierały one lekcje u preceptorów sprowadzonych dla starszego rodzeństwa. Za dowód możemy uznać podziw, jaki Zofia Jagiellonka wzbudziła na brunszwickim dworze swojego męża perfekcyjną znajomością łaciny. Choć Bona całą energię i uwagę poświęcała ukształtowaniu Izabeli i Zygmunta Augusta, w których widziała przyszłość domu Jagiellonów, nie zaniedbała chyba edukacji młodszych dzieci. Sama pochodziła z kraju, gdzie kobiety z rodzin arystokratycznych wszechstronnie kształcono. Gdyby jej własne córki, choćby niezbyt przez nią lubiane odebrały jedynie pobieżną edukację, stanowiłoby to dla niej ujmę. Królewny bez własnego dworu Królewskie córki nie mieszkały razem. Bona najstarszą Izabelę trzymała zawsze przy sobie, trzy pozostałe dziewczynki mieszkały z dala od niej. Małgorzata Duczmal komentuje ich status tymi słowy: Na tle ogólnie przyjętych w rodzinach królewskich obyczajów była to sytuacja nietypowa. Dzieci władcy zwykle posiadały odrębny dwór, który, choć był zdecydowanie mniejszy niż otoczenie koronowanych rodziców, przydawał im prestiżu. Nie oznaczało to jednak, że najmłodsze Jagiellonki żyły specjalnie skromnie czy wręcz ubogo. Foto: Domena publiczna Wyobrażenie Wawelu z końca XV wieku. Ilustracja z kroniki Hartmana Schedla. Jak pokazują rachunki dworskie, komnaty królewskich córek były urządzone bogato. Pełno w nich były drogich drobiazgów, czy religijnych symboli (kosztowne krucyfiksy i malowane złotem święte obrazki). Dworskie rozrywki Najciekawsze wydarzenia rozgrywały się niejako obok nich. Matka, która lubiła dworskie rozrywki, trzymała przy sobie Izabelę, nie przejmując się specjalnie młodszymi córkami. Gdy nad Krakowem pojawiało się widmo morowego powietrza, zabierała swoje potomstwo i chroniła w nieodległych Niepołomicach. Rodzice oddawali się swojemu ulubionemu zajęciu – łowom, a dzieci mogły spędzać czas na świeżym powietrzu, w otoczeniu Puszczy Niepołomickiej. Aby Anna, Katarzyna i Zofia mogły się trochę rozerwać, spędzając czas na Wawelu, sprowadzano dla nich z Włoch, jak wylicza Maria Bogucka, kości, warcaby, a także szachy, które stały się wówczas na europejskich dworach bardzo modne. Największą przyjemnością młodszych Jagiellonek wydawały się jednak haft, tkactwo, przędzenie i szycie. Foto: Domena publiczna Obraz Kazimierza Mireckiego: "Wprowadzenie muzyki włoskiej na dwór Zygmunta I przez Bonę". Królewny z czasem stały się biegłe w tych dziedzinach i własnoręcznie przygotowywały upominki dla najbliższych. Dostarczano im najlepszych materiałów, z których tworzyły swoje dziełka. Królewny miały do dyspozycji kosztowne tkaniny, złote i srebrne nici, wzory sprowadzane specjalnie dla nich z południa, a z czasem, gdy ich kunszt wzrastał, także perły i klejnoty. I tylko na zainteresowanie ze strony matki stale nie mogły liczyć. Bona nie pospieszyła do nich, nawet gdy na Wawelu wybuchł niszczycielski pożar, a królewny ogromnie najadły się strachu. Zainteresowała się oczywiście własnym, strawionym przez ogień majątkiem, ale przejrzawszy skarbiec i inwentarze, zaraz na nowo porzuciła straumatyzowane dzieci. Katarzyna, Anna i Zofia miały cały kolejny rok spędzić w Krakowie, podczas gdy matka bawiła na dalekiej Litwie. Traktowane jak jedna osoba W przeciwieństwie do Izabeli szybko wydanej za mąż za pretendenta do węgierskiego tronu sprawą przygotowania pozostałych córek do ożenku monarchini w ogóle się nie zainteresowała. Jeśli przebywała w towarzystwie córek, to tylko po to, by stanowiły dla niej atrakcyjną scenografię. I co ciekawe, zawsze traktowała je tak, jakby… były jedną osobą. Kupiła im trzy identyczne naszyjniki. Trzy takie same łańcuchy i tak samo skrojone kołnierze. Foto: Domena publiczna Katarzyna, Zofia i Anna według Lucasa Cranacha Młodszego "Nawet na znanej serii portretów rodziny Jagiellonów, wykonanej w warsztacie Łukasza Cranacha Młodszego, królewny wyglądają niemal identycznie" – podkreśla Kamil Janicki w biografii Bony Sforzy i Anny Jagiellonki. "Mają takie same suknie, takie same ozdoby, fryzury i nakrycia głowy. Nie jest to w żadnym razie wynik lenistwa malarza. Po prostu Bona bardzo się starała, by jej trzy córki wyglądały niczym trojaczki. To czyniło z nich perfekcyjne tło!" I na bycie czymkolwiek więcej nie mogły liczyć tak długo, jak żyła matka kochająca tylko pierwszą córkę. Przeczytaj również o tym, że polska królowa tak bardzo bała się męża, że zaszła w ciążę urojoną. Czy za karę kazał ją zamordować? Foto: Materiały prasowe Wielka Historia Aleksandra Zaprutko-Janicka — historyczka i pisarka. Autorka książek poświęconych zaradności polskich kobiet w najtrudniejszych okresach naszych dziejów. W 2015 roku wydała "Okupację od kuchni", a w 2017 – "Dwudziestolecie od kuchni". Napisała też "Piękno bez konserwantów" (2016). Obecnie jest dziennikarką Interii.
Pierwszą część reportażu pokazywaliśmy w Uwadze! w ubiegłym tygodniu. Całość można zobaczyć TUTAJ>>>> Wstrząsające opowieści Dwie kobiety opowiedziały nam wstrząsające relacje ich córek. Trzy dziewczynki w wieku 9, 11 i 14 lat miał wykorzystywać wujek dzieci, brat ich matek. Z opowieści dziewczynek wynika, że trwało to od lat. - Dzieci nie mówią o konkretnych datach, ale mówią, że działo się to od początku ich wizyt u wujka. Miały wtedy 5 i 7 lat – przyznaje matka dwóch córek. Siostry 38-latka nie mogą sobie wybaczyć, że wcześniej nie zauważyły sygnałów, świadczących o tym, że dzieje się coś złego. - Przyjdzie pewnie taki czas, że córka mi wykrzyczy ten żal i pytanie, gdzie wtedy byłam, co robiłam, kiedy mnie potrzebowała. Co mam jej odpowiedzieć? Że ufałam bratu? – ubolewa druga z matek. Obie kobiety zgodnie podkreślają, że brat od zawsze miał bardzo dobry kontakt z dziećmi. - Był uśmiechnięty, wesoły. Idealny kandydat na męża, na tatusia. Miał podejście do dzieci, umiał się z nimi bawić, zagadać. Piekli razem ciasto, pizze, skakali na trampolinie, organizował im wycieczki. Zawsze było fajnie, nigdy nic złego się nie działo – opowiada matka dwóch córek. Okazuje się, że wujek miał wykorzystywać prawie każdą okazję, gdy zostawał sam z dziećmi. Szczegóły tego, co mężczyzna robił ich córkom, kobiety poznały podczas badania ginekologicznego dziewczynek. „Dziewczynka zgłasza, że wujek wielokrotnie głaskał, dotykał miejsc intymnych, zdejmował jej spodnie i samemu rozpinał spodnie. Zdarzało się to i w dzień, i w nocy.” Brak reakcji organów ścigania Zdruzgotane opowieściami i wynikami badań ginekologicznych córek kobiety, pod koniec sierpnia zgłosiły sprawę na policję. Mijały tygodnie, a mężczyzna dalej był na wolności. - Policjanci od razu powiadomili prokuraturę. Według wytycznych prokuratury, sprawę przekazano do Jeleniej Góry – mówi nadkom. Kamil Rynkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Policjanci twierdzą, że sprawę skonsultowali z prokuraturą we Wrocławiu, ale ta nakazała ją przesłać do Jeleniej Góry. Dziewczynki mieszkają we Wrocławiu, do przestępstw dochodziło także w tym mieście, więc sprawa wróciła. Stracono tym samym wiele dni śledztwa. - Prokuratura Rejonowa dla Wrocławia-Fabrycznej ze sprawą zaznajomiła się 11 września 2020, a 14 września zostało wszczęte śledztwo. Czynności w tej sprawie zostały wszczęte bezzwłocznie – twierdzi Justyna Pilarczyk z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu. Już po zgłoszeniu sprawy na policję, naszą kamerą zarejestrowaliśmy małe dzieci na posesji mężczyzny, które mogły być pod jego opieką. Było to dwóch małych chłopców i 13-letnia dziewczynka. - Myślę, że krzywdził także inne dzieci, nie tylko nasze. Dowiedziałam się o trzech innych osobach. Dziś są już dorosłe. To trwa od lat – mówi siostra podejrzanego. W ostatnich dniach na komisariat w Jeleniej Górze zgłosiła się pełnoletnia już kobieta i zeznała, że w przeszłości była molestowana przez tego mężczyznę. - Nie wiem, co robi brat, ale pozostaje na wolności. Z tego, co wiem od rodziny, nic sobie nie robi z tego, co się stało – mówi matka poszkodowanych dzieci. 38-letni kawaler Wujek dziewczynek to 38-letni kawaler, który mieszka razem z matką. Żyje z gospodarstwa, hoduje kilka krów i kury. Jak podkreśla rodzina, mężczyzna nigdy nie miał dziewczyny, uchodził za samotnika. Od kilku tygodni się ukrywa. Rodzina odnalazła we Wrocławiu jego samochód. - Słyszałam, że brat uciekł. Ukrywa się, nie wiadomo gdzie. To informacje od krewnych. Mówią, że uciekł do lasu, ale nie wiem, ile w tym prawdy. Miał dużo czasu na zastanowienie się, co zrobić – mówi jedna z sióstr. - Ze względu na dobro śledztwa i małoletnich nie mogę podać szczegółów śledztwa i taktyki śledczej – komentuje prokurator Justyna Pilarczyk. Dziewczynki i ich rodziny objęte są opieką psychologiczną. Po naszej interwencji, dziewczynki zostały przesłuchane w sądzie. Prokuratura deklaruje kolejne działania. - Musi zostać ukarany za to, co zrobił. Skrzywdził dzieci. Jak mógł? – kończy matka pokrzywdzonych dziewczynek.